Dungeon Defenders: Awakened
Sztab VVeteranów
Tytuł: Dungeon Defenders: Awakened
Producent: Chromatic Games
Dystrybutor:
Gatunek: Zręcznościowa
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Tytuł: Dungeon Defenders: Awakened
Producent: Chromatic Games
Dystrybutor:
Gatunek: Zręcznościowa
Premiera Pl:0000-00-00
Premiera Świat:
Autor: Klemens
Dungeon Defenders: Awakened
Paradoksalnie na początku jesteśmy raczeni statycznym, ale wdzięcznym intrze informującym o sprowadzeniu na swój świat przez bohaterów – czy też „bohaterów” – zagrożenia o tyleż śmiertelnym, co kompletnie zbędnym charakterze…i to by było na tyle. Twórcy nawet nie krygują się sugestiami jakiegokolwiek ciągu dalszego czy głębszego sensu, fabuła nie jest elementem towarzyszącym rozgrywce, co w ogóle jej nie ma, chodzi wyłącznie o szybką rozgrywkę jako taką.
Na początku wybieramy postać, którą pokierujemy, dość sztywno przypisaną do jednej z czterech zupełnie archetypowych klas (choć w niemal każdej chwili można dokonać zmiany na inną, acz o swych własnych statystykach), następnie decydujemy się na jeden z kilku trybów, ustawiamy poziom trudności (choć nie wszystkie są od razu dostępne) – i rzucamy się bez żadnego filozofowania do walki.
O ile same warianty zabawy nie są specjalnie urozmaicone i niemal wszystkie to w mniejszym czy większym stopniu tower defense, to na plus autorów trzeba przypisać fakt oddania w ręce graczy całkiem pokaźnej liczby róż
norakich utensyliów, narzędzi zagłady, tak iż możliwe są zupełnie odmienne podejścia do tych samych wyzwań. Czasami zresztą „kombinatorstwo” jest nawet nie wysoce wskazane, co niezbędne dla ukończenia poziomu, potencjalni przeciwnicy potrafią być bowiem tak nienaturalnie „uprzywilejowani”, że bez poszukania ich potencjalnych pięt achillesowych się nie obejdzie.
Sęk w tym, iż dość szybko odkrywamy, że tak naprawdę mamy z dość nużącą pozycją. Przyczyn tego stanu jest kilka, acz na pierwszy plan wysuwa się niezbyt dopracowany balans rozgrywki, jak też brak rzeczywistego skalowania wyzwań, niejednokrotnie tak naprawdę konieczne jest grindowanie w celu „podpakowania” postaci i ponowne podjęcie wyzwania, któremu wcześniej nie miało się fizycznej szansy sprostać. Co więcej, autorzy zbyt rzadko decydowali się na poukrywanie różnorakich „ścieżek alternatywnych”, z reguły zbyt mocno spłycając warstwę strategiczną swej produkcji – nie jest to zwykła zręcznościówka wymagająca błyskawicznego klikania, trochę pomyślunku nie zaszkodzi, nigdy nie wysuwa się ona nie tyle na pierwszy, co choćby równorzędny plan. Najczęściej kolejny etap oznacza tylko większą liczbę znanych już wcześniej niemilców i po jednym, dwóch przedstawicieli nowego rodzaju.
Niewątpliwym atutem rzeczonej produkcji jest oprawa. Gra mieni się bogactwem barw prowadzącym do wyrzy… tzn. mogącego skutkować oczopląsem. O dziwo w tym szaleństwie jest metoda, mimo ciągłego epatowania jaskrawymi i ciepłymi kolorami całość dość zaskakująco okazuje się spójna i ciesząca oczy przy zachowaniu czytelności. Mniej zapadająca w pamięć i robiąca mniejsze wrażenie jest muzyka, jakkolwiek nie skutkuje ona krwawieniem uszu.
Dungeon Defenders: Awakened to gra z ambicjami, którym jednak pomimo ogromu włożonego trudu nie była w stanie sprostać. Brakuje w niej owego niemierzalnego „czegoś” pozwalającego ją uznać za produkcję miodną, przeciwnie, dobrze się sprawdza tylko przy krótkich podejściach, co pozostaje w dysonansie z próbami wymuszenia przezeń dłuższych posiedzeń. Wątpię, by fani oryginalnej serii byli zadowoleni, a i raczej trudno liczyć na zapałanie głębokim afektem przez nową rzeszę fanów.
Autor: Klemens
Na początku wybieramy postać, którą pokierujemy, dość sztywno przypisaną do jednej z czterech zupełnie archetypowych klas (choć w niemal każdej chwili można dokonać zmiany na inną, acz o swych własnych statystykach), następnie decydujemy się na jeden z kilku trybów, ustawiamy poziom trudności (choć nie wszystkie są od razu dostępne) – i rzucamy się bez żadnego filozofowania do walki.
O ile same warianty zabawy nie są specjalnie urozmaicone i niemal wszystkie to w mniejszym czy większym stopniu tower defense, to na plus autorów trzeba przypisać fakt oddania w ręce graczy całkiem pokaźnej liczby róż
Sęk w tym, iż dość szybko odkrywamy, że tak naprawdę mamy z dość nużącą pozycją. Przyczyn tego stanu jest kilka, acz na pierwszy plan wysuwa się niezbyt dopracowany balans rozgrywki, jak też brak rzeczywistego skalowania wyzwań, niejednokrotnie tak naprawdę konieczne jest grindowanie w celu „podpakowania” postaci i ponowne podjęcie wyzwania, któremu wcześniej nie miało się fizycznej szansy sprostać. Co więcej, autorzy zbyt rzadko decydowali się na poukrywanie różnorakich „ścieżek alternatywnych”, z reguły zbyt mocno spłycając warstwę strategiczną swej produkcji – nie jest to zwykła zręcznościówka wymagająca błyskawicznego klikania, trochę pomyślunku nie zaszkodzi, nigdy nie wysuwa się ona nie tyle na pierwszy, co choćby równorzędny plan. Najczęściej kolejny etap oznacza tylko większą liczbę znanych już wcześniej niemilców i po jednym, dwóch przedstawicieli nowego rodzaju.
Niewątpliwym atutem rzeczonej produkcji jest oprawa. Gra mieni się bogactwem barw prowadzącym do wyrzy… tzn. mogącego skutkować oczopląsem. O dziwo w tym szaleństwie jest metoda, mimo ciągłego epatowania jaskrawymi i ciepłymi kolorami całość dość zaskakująco okazuje się spójna i ciesząca oczy przy zachowaniu czytelności. Mniej zapadająca w pamięć i robiąca mniejsze wrażenie jest muzyka, jakkolwiek nie skutkuje ona krwawieniem uszu.
Dungeon Defenders: Awakened to gra z ambicjami, którym jednak pomimo ogromu włożonego trudu nie była w stanie sprostać. Brakuje w niej owego niemierzalnego „czegoś” pozwalającego ją uznać za produkcję miodną, przeciwnie, dobrze się sprawdza tylko przy krótkich podejściach, co pozostaje w dysonansie z próbami wymuszenia przezeń dłuższych posiedzeń. Wątpię, by fani oryginalnej serii byli zadowoleni, a i raczej trudno liczyć na zapałanie głębokim afektem przez nową rzeszę fanów.
Autor: Klemens